Dzisiaj
mało mnie „krew nie zalała” na balkonie,
Sąsiad,
łapczywie przyglądał się mej żonie.
Nie
wiem czy byście, panowie, też byli bierni,
Widząc
moją ślubną na leżaku, niczym skwarkę na patelni.
Toż
schrupać, psiakrew, aż chęć przychodzi,
Patrząc
na takie ”pieczyste” … czyście starzy, czy młodzi.
Nie
jestem zazdrosny ale zacznę częściej patrzyć w każdą stronę,
Trudno,
moja wina, że mam „ taką sztukę” za żonę.
Oczy
zielone, blond włosy fajnie podcięte,
Piegi
gdzieniegdzie, dziewczę w tali wcięte,
Spojrzenie
ma czasem, fakt, lekko mrożące.
No
i jak się oprzeć takiej „Wiedźmie Naczelnej”, czyli żonce.
Przychodzi
z pracy często zmęczona,
Lecz
w progu pełną piersią … "hungry",
krzyczy,
jak nie żona.
Niedługo
po niej młodsze dwie „Wiedźmy”, niestety,
Wpadają
i od drzwi wrzask my"
hungry",
też jak nie kobiety.
Całe
szczęście, że mam przyjaciela na czterech łapach,
Tylko
ten znów cwany, jak z michy poje, chce by go drapać.
Wciąż
„gada” do mnie i gapi się tymi swoimi ślipiami.
Kochaną
mam Rodzinkę, przyznacie mi sami.
(21.05.2007.)