Zawody
Gdy
trąbki
sygnał
dały,
jak
surmy,
do
sportowego
boju
Wszyscy
zajęli
miejsca
w
wesołym
nastroju,
Narciarze
na
starty
wybiegają
biegów,
Niektórzy
tworzą
po
kilka
szeregów.
Ruszyli
biegacze
do
biegów
zwanych
sztafetami,
Dłuższe
dla
mężczyzn,
inne,
krótsze,
z
kobietami.
Hokejowe
na
trzech
lodowiskach
mecze
się
rozgrywają
Wyścigi
łyżwiarzy
szybkich
też
się
odbywają
I
skoki
narciarskie,
półfinały
zjazdu
szybkiego
po
stoku,
I
slalomu
giganta
na
drugim,
tej
samej
górki,
przeciwległym
boku.
W
trakcie
zawodów,
stragany
pięknie
przystrojone,
które
wokół
stały,
Suszone
jagody,
malinki,
poziomki
i
inne
owoce
w
miodzie
serwowały.
Także
gorące
napoje
z
ziół
i
soków
owocowych
i kisiele były,
Z
jagód,
borówek
i
żurawin, i wielkim
powodzeniem
się
cieszyły.
Krasnale,
z
wielkim
upodobaniem
piły
sok
miodowo
malinowy,
Jak
mi
powiedziały,
jest
smaczny
i
pełen
witamin,
więc
zdrowy.
Wszędzie
porządek,
radosne
wiwaty
doping
i
okrzyki,
Spikerzy
przez
tuby
ogłaszają
wyniki.
To
w
lewo,
to
w
prawo
obraca
się
moja
głowa,
Nim
się
obejrzałem
już
mistrzostw
połowa.
Przerwa
na
gorące
posiłki
nastąpiła
teraz
w
zawodach
Wszyscy
do
straganów
z
jedzeniem
ruszyli,
jakby
na
motor-głodach.
Zgodnie
z
planem
imprezy,
w
połowie
olimpiady,
Wszyscy
obecni
na
polanie
zjeść
mają
obiady.
Jak
się
zapewne
domyślacie,
wcale
mnie
to
nie
zaskoczyło,
Byłem
na
to
gotów
już
w
domu,
a
to
znaczyło,
…
Że
przygotowany
miałem
posiłek
dla
gości
i
gospodarzy,
Chciałem
by
wszystkim
smakowało,
wszak
każdy
kucharz
o
tym
marzy.
Król
do
pomocy
przydzielił
mi
kilku
dworzan
ze
swej
świty,
Przydali
się
wszyscy,
jego
pomysł
był
znakomity.
Chleba,
w
tym
razowego,
parę
bochenków
już
w
domu
pokrojonego,
Parę
słoiczków
słoninki
z
cebulką,
jabłkiem
i
majerankiem,
stopionej
do
tego.
Kromeczki
przeciąłem
na
części
cztery,
Czterej
krasnale
do
ich
smarowania
się
wzięli,
Czterej
czosnku
parę
główek
obrali
i
ząbki
na
połowy
cięli.
Ja
z
samochodu
na
sankach
tajemniczy
pakunek
przyniosłem.
Zapach
się
rozszedł
znakomity
,
gdy
pokrywkę
podniosłem,
A
że
na
rosołku
barszcz
był
w
dużym
garnku
i
kocami
opatulony,
To
wciąż
był
gorący,
dzięki
pomysłowi
mej
wspaniałej
żony
…
Ponadto
cały
wokół
był
obłożony
parówkami
Tak
były
gorące,
że
trudno
je
było
uchwycić
rękami.
Kiełbaski
wszystkie
poobierałem
ze
skórek,
Pociąłem
na
piętnaście
części
(grubsze
niż
na
mizerię
ogórek).
Każdy
dostawał
czosnek,
parówki
kawałek
i
barszczyk
do
kubeczka.
(Krasnale
je
zawsze
noszą
przy
sobie
na
paseczkach).
A
kto
chciał
zjeść
więcej,
bo
głód
mu
doskwierał,
Chlebka
z
omastą
sam
sobie,
z
tacy
dobierał.
Takich
jadłodajni
kilka
wokół
polanki
stało,
Każdy
król
wystawił
niejedną,
nikomu
nic
nie
brakowało.
Były
barszcze
i
żurki,
bigosy,
i
grzybki,
i
soki
gorące,
Kisiele
też
były
z
owoców
lasu
i
zbieranych
na
łące.
Mnie
najbardziej
smakowały
herbatki
od
chorób
różnych
chroniące,
Z
ziół
i
korzonków,
rumianku
i
mięty,
pyszne
pachnące
i
gorące.
Wszystkie
pyszności
szybko
zjedzone
zostały,
Bo
w
drugiej
części
mistrzostw
już
były
finały.
Skończyły
się
zjazdy
slalomy
i
biegi,
Jak
i
pań
i
panów
jazda
solo
figurowa.
Pozostały
jeszcze
figurowe
pary,
ta
olimpiad
ozdoba,
Również
finały
hokeja,
druga
tura
skoków.
Slalomy
giganty
pań
i
panów,
równolegle
z
dwóch
stoków,
A
na
zakończenie
maraton
narciarski
wokół
polany,
Po
którym
każdy
zawodnik
przegrany
i
wygrany
Za
udział
w
zawodach
dostawał
medal
pamiątkowy,
A
mistrzowie
odpowiednio:
złoty,
srebrny
i
brązowy,
Którym
to
medale
wręczali
królowe
i
królowie,
Z
każdym
z
zawodników
zamieniając
po
słowie.
Z
tego
wszystkiego
moi
drodzy
zapomniałem
o
mym
przyjacielu,
Nie
muszę
chyba
mówić,
że
przyjaciół
znalazł
tutaj
wielu.
Pierwszym
oczywiście
była
dziewczyna
… Borówka
Śmiała.
Przy
sankach
pełnił
służbę
bez
namowy
sam
…bez
mała
…
Chętnych
do
jazdy
na
Bossa
grzbiecie
i
sankach
zliczyć
było
trudno,
Wszak
każde
z
was
wie,
że
na
kuligach
nigdy
nie
jest
nudno,
Nawet
gdy
się
na
jakiejś
górce
wywracali,
Niektórzy
po
kilka
razy
na
sanki
wracali.
Boss
jednak
wiedział,
że
krasnale
to
naród
mały,
Jakby
karetę
na
paradzie
ciągnął,
niczym
rumak
doskonały,
Zachowywał
się
jak
należy,
sanki
ciągnął
z
wielkim
szykiem,
Chociaż
jeźdźcy
na
sankach
ponaglali
go
krzykiem.
Zakończenie
Koniec
leśnej
imprezy
nadszedł
niemal
niespodzianie,
Pochodni
wiele
zapłonęło
na
leśnej
polanie,
Szaro
zaczęło
się
robić
i
słońce
kryło
się
za
drzewami,
Nadchodził
czas
smutny,
żegnać
się
z
krasnalami.
Piosenki
różne
było
dokoła
słychać,
Jakoś
dziwnie
się
zrobiło,
Boss
nawet
zaczął
wzdychać,
Zawsze
taki
wesół
i
głośny,
zrobił
się
cichutki.
Gitar
leśnych
ludków
i
skrzypiec
strun
smętne
zewsząd
nutki,
Gdy
wszyscy
uczestnicy
wokół
znicza
się
zebrali,
Królowie,
wszyscy
po
kolei,
krótko
przemawiali,
Król-gospodarz
oficjalnie
dokonał
zamknięcia
zawodów,
Zrozumiałem
dopiero,
skąd
smutny
nastrój i z
jakich powodów.
Krasnoludki
co
lat
dziesięć
siedzibę
zmieniają,
Odchodzą
w
lasy
młodsze,
gdzie
żyją
w
ukryciu.
Czasem
tylko
gdy
przedszkolaka
spotkają,
Wyjdą
i
pogadają
z
nim
o
przedszkolnym
życiu.
I
tylko
gdy
choroba
zmoże
z
nich
którego,
Bo
choroby
różne
też
krążą
lasami,
Szukają
pomocy
u
kogoś
„większego”.
Tak
więc,
moi
drodzy,
jak
widzicie
sami,
Że
wy,
dzieci,
też
chociaż
tylko
czasami,
Jesteście,
takimi
troszkę,
większymi
… krasnalami.
Samego
pożegnania
nie
będę
wam
opisywał,
Każdy
z
nas
niejedną
łzę
uronił
tam
na
polanie,
Boss
każdego
i
królewskie
pary
„całował”,
czyli
oblizywał,
I
tak
to
się
skończyło
nasze
przypadkowe
poniedziałkowe
spotkanie.
KONIEC
(31.03.2007.)